
Carcassonne
Lourdes
Salamanka
Fatima
Batalha
Nazare
Cabo da Roca
Lizbona
Madryt
Saragossa
Montserrat
Barcelona
Pineda de Mar
Monaco
-----------------------------------------------------------------------------
Avignon
Na początek był Avignon, miasto papieży. Powitały nas mury obronne. Potem Pałac Papieski oraz ogrody "wypełnione" śródziemnomorską roślinnością. Opuncje i inne sukulenty, bujnie kwitnące pnącza, oleandry , sosny oraz mile pobudzająca receptory zapachowe lawenda.
W powietrzu oprócz braku wiatru, 35 stopniowego upału można było wyczuć wszechobecność "les cigales" ( cykady), których "ujadanie" :) towarzyszyło nam do końca pobytu w południowej Francji. Jeszcze Katedra Biskupów, Plac Zegarowy, Mały Plac i spacery po Avignon. 6 lipca trwały tu już przygotowania do jednego z najważniejszych i największych festiwali kultury w Europie. W całym mieście zwracały uwagę plakaty, naklejone na tektury i rozwieszone na nitkach przywiazanych do różnych np. słupków.
I oczywiście cały czas osławiony przez Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w wierszu Sur le pont d'Avignon most St. Benezet. Został on zbudowany na rzece Rodan w Awinionie w latach 1177-1188 przez Św. Benezeta. Ale co by o nim nie mówić, to w uszach śpiew Ewy i Picasso w tle:
Ten wiersz jest żyłką słoneczną na ścianie
jak fotografia wszystkich wiosen.
Kantyczki deszczu wam przyniosę -
wyblakłe nutki w nieba dzwon
jak wody wiatrem oddychanie.
Tańczą panowie niewidzialni
"na moście w Awinion".
Zielone, staroświeckie granie
jak anemiczne pączki ciszy.
Odetchnij drzewem, to usłyszysz
jak promień - naprężony ton,
jak na najcieńszej wiatru gamie
tańczą liściaste suknie panien
"na moście w Awinion".
W drzewach, w zielonych okien ramie
przez widma miast - srebrzysty gotyk.
Wirują ptaki płowozłote
jak lutnie, co uciekły z rąk.
W lasach zielonych - białe łanie
uchodzą w coraz cichszy taniec.
Tańczą panowie, tańczą panie
"na moście w Awinion".
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Carcassonne
I nagle program dodatkowy. Przejeżdżając przez Langwedocję nie można ominąć Carcassonne. Średniowieczne miasto Carcassonne jest jedną z największych atrakcji południowej Francji. Kamienna szarość? Carcassonne przeczy twierdzeniom uznającym średniowiecze za okres mroczny w dziejach kultury europejskiej.
Historyczna twierdza Carcassonne - to zamek jak z najbarwniejszej bajki, miasto z podwójnymi murami obronnymi, basztami i wieżyczkami, wyrastające niczym olbrzym broniący swego terytorium. Dotad znane mi tylko z gier komputerowych. Z uwagi na historyczną i estetyczną wartość tego miejsca, w 1997 roku zostało ono wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Spokojną zadumę nad upływającym czasem i burzliwymi dziejami regionu zakłócają tylko tłumy turystów. To, co podziwiają, jedynie w małej części jest oryginalną średniowieczną zabudową. Rekonstrukcja miasta została przeprowadzona prawdziwie po mistrzowsku i obecnie, niejeden z gości podziwiających Carcassonne daje się omamić obrazowi. Notabene, Kevin Costner uznał właśnie Carcassonne za idealną scenerię planu filmu "Robin Hood - Książę Złodziei".
Całkowicie usatysfakcjonowani wyjadą z Carcassonne z pewnością bogaci goście. W malowniczej scenerii dziesiątki sklepików z pamiątkami i miejscowym rękodziełem oraz drogie restauracje kuszące wykwintnym menu. Można zaopatrzyć się niemal we wszystkie wyroby regionalne, od ziół prowansalskich, lawendy i wyposażenia kuchni, po koronki, stylizowane na średniowieczne lub ludowe ubiory. Dla cierpiących na brak większej gotówki, rozkosze kupowania w tym urokliwym mieście są raczej niedostępne.
W Carcassonne można jednak nie tylko wydawać pieniądze. Zachwyceni tym miasteczkiem będą także wszyscy amatorzy romantycznych spacerów. Sielsko i anielsko, ale naprawdę ciekawie pod względem estetycznym. Ma się złudne wrażenie, że takie widoki, przynajmniej na chwilę, wygładzają blizny na duszy.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Lourdes
Lourdes to miasto w południowo-zachodniej Francji, u podnóża Pirenejów. Lourdes ma bardzo rozwiniętą infrastrukturę turystyczną (druga po Paryżu baza noclegowa). Ale przede wszystkim Lourdes to największy we Francji i jeden z największych na świecie ośrodków kultu Maryjnego i cel niezliczonych pielgrzymek. Z niedowierzaniem patrzyliśmy jak wielu, wielu ludzi niepełnosprawnych, zostało tu przywiezionych dla cudownych uzdrowień. W 1858 r. przy grocie Massabielle 14-letniej Bernadecie Soubirous ukazała się Matka Boża. W miejscu tym w roku 1874 wzniesiono statuę Madonny z Lourdes, potem neogotycką bazylikę. Sama Bernadette wstąpiła w 1866 roku do klasztoru, a w 1933 r. została kanonizowana.
Przebywając w CITE RELIGUESE ( Bazylika Różańcowa i Niepokalanego Poczęcia, Grota Objawień), spędzaliśmy czas na medytacji i modlitwie. Zaopatrzyliśmy się także w sławną wodę źródlaną z Lourdes pod grotą Massabielle.
Niezwykłe, niezatarte przeżycia towarzyszyły nocnej procesji ze świecami. Oto jak opisują procesję światła siostry augustianki z Monastčre N.D. de la Miséricorde (Francja):
"Maryja wyprasza cuda, także i w Lourdes, a największe z nich to te niewidzialne – widoczne tylko oczyma duszy. Tutaj w każdej żarzącej się świecy można odczytać historię ludzkiego życia – jedyną i niepowtarzalną, świętą. Gdy słońce przetacza się na drugą stronę nieba i cienie stają się dłuższe, od groty wyrusza wieczorna procesja różańcowa – zwana też procesją światła, która okrąża Esplanadę. Zapalają się płomyki świec i pochodni. Najbardziej czujni pielgrzymi zapalają także lampy swoich serc, pamiętając wcześniej o zabraniu oliwy. Ale nawet ci, którzy o niej zapomnieli, zostają obdarowani nowym światłem. W różnych językach odmawiany jest różaniec. Rozlega się śpiew: „Po górach dolinach”. Na „Ave Maria” wirują podniesione przez pątników lampiony. W ciemności nocy migocą płomyki i oświetlają twarze – samotnych, cierpiących i spragnionych tego prawdziwego Światła. Kiedy procesja wraca, jest już noc i na placu przed bazyliką tworzą się serpentyny szybko poruszających się świateł. W górze, wzdłuż balustrad, również setki migocących radośnie płomyków, które zlewają się ze światłem gwiazd. W tym morzu świateł zanurzonych w wilgotnej, górskiej nocy rozbrzmiewa jeszcze gregoriański śpiew „Credo”, wyznanie wiary w Światłość ze Światłości. Nie ma chyba piękniejszego symbolu Chrystusa jak płomień. Gdy patrzymy na płonącą piramidę świec przed figurą Maryi, zaczynamy rozumieć powód, dla którego tysiące pielgrzymów bezustannie oddaje Jej hołd. Uśmiechnięta Madonna z Lourdes jest Strażniczką Prawdziwego Światła, dzięki której „Światłość zamieszkała wśród nas”, i z radością ku Niemu kieruje wszystkich, którzy Go szukają. Przyjeżdżającym do Lourdes – chorym i zdrowym, wątpiącym i wierzącym pozwala dotrzeć do oazy pokoju, radości i światła. Maryja najpiękniej kocha Jezusa – Światło, za którym trzeba kroczyć w mrokach codzienności. Jej obecność promieniuje jak słońce, emanując dookoła radosnym blaskiem i Lourdes staje się „świetlistym źródłem”. Modlimy się codziennie o Światło – Jezusa dla każdego chorego."
W mieście jest wiele zabytków, m.in. zamek z XIV wieku, który przepięknie oświetlony jawił się majestatycznie towarzysząc tysiącom zapalonych, uniesionych w górę świec.
A widziany nocą z okna mojego pokoju hotelowego, przypominał o tym niezwykłym miejscu, do którego dane nam było przybyć.
To był szczególny dzień - 7 lipca 2005 r.
A moja Ania tego dnia w Londynie...
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Salamanka
Salamanka (Salamanca) wydaje się miastem mało znanym Polakom. Zapewne jedną z przyczyn jest to, że leży w północno-zachodniej Hiszpanii, w regionie Kastylia - Leon i nie ma dostępu do morza. I to jest chyba jedyna jej wada...
Osada założona przez Iberów, w roku 217 p.n.e. zdobyta przez Hannibala, później pod rządami Rzymian i Wizygotów. W VIII w. zajęta przez Maurów, wielokrotnie w rękach muzułmanów lub chrześcijan. W 1218 król Alfons IX Kastylijski założył uniwersytet, który cieszył się sławą rywalizując do XVII wieku z uczelniami w Bolonii, Oxfordzie i Paryżu. Salamanka bardzo dużo zawdzięcza Królom Katolickim – Ferdynandowi II i Izabeli Katolickiej, którzy ufundowali katedrę, wiele kościołów, klasztorów i pałaców. Zabytki Salamanki to:
Uniwersytet – fasada główna uważana za jedną z najpiękniejszych w Hiszpanii. Fasada z medalionem Królów Katolickich, wizerunkiem papieża, posągami Herkulesa i Wenus oraz dużą ilością tarcz heraldycznych i kunsztownych płaskorzeźb. Patia z krużgankami o pięknych łukach. Schody prowadzące do Biblioteki, słynącej ze zbiorów na całym świecie.
Plaza Mayor – plac główny wybudowany w XVIII wieku, zaliczany do najpiękniejszych w Hiszpanii. Stoją przy nim trzykondygnacyjne kamienice oraz dwa ratusze. Większy z ratuszy ozdobiony jest zegarem i dzwonnicą a fasada medalionami z wizerunkami bohaterów Hiszpanii.
Stara Katedra (Catedral Vieja) – romański kościół z XII wieku, ze szczególnie piękną kopułą, wspaniałym ołtarzem, krużgankami i gotyckimi grobowcami w niszach z dobrze zachowanymi freskami.
Nowa Katedra (Catedral Nueva) – ostatni gotycki kościół w Hiszpanii. Godny podziwu jest przede wszystkim portal główny, we wnętrzu krypty, kaplice i stalle. Z prawej nawy bocznej przechodzi się do Starej Katedry, której fragment został oderwany podczas budowy nowej katedry.
Klasztor dominikanów (San Esteban) – zbudowany w latach 1524 – 1610. Piękna fasada szczytowa w stylu "plateresk" uformowana w kształt trzyskrzydłowego ołtarza. W klasztorze grobowiec księcia Alby, hiszpańskiego namiestnika Niderlandów.
Puente Romano - most nad rzeką Tormes, piętnaście łukowych przęseł pochodzi z czasów rzymskich.
Dom Muszli (Casa de las Conchas) – rezydencja z XV – XVI wieku zdobiona wyrytymi w kamieniu muszlami symbolizującymi pielgrzymkę do Santiago, którą odbył właściciel domu. Salamanka leży na trasie jednej z dróg do Santiago wiodącej z południa Hiszpanii. Symbol drogi, czyli muszla, jest widoczna właśnie na Casa de Conchas, jednym z najbardziej znanych budynków miasta. Stąd oczywiście pielgrzymi z plecakami i karimatami na szlaku wędrówki. Paulo Coelho i „Pielgrzym”?
Salamanka do dziś jest ważnym centrum uniwersyteckim.
Angielski na ulicach słyszy się równie często, co hiszpański, nie wspominając o innych językach. Wszystkim udziela się atmosfera fiesty. Obecność wielu młodych ludzi, gorące lato i niezliczona ilość barów, kawiarni, restauracji , sprawiają, ze miasto tętni życiem. Podobno przez całą dobę.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Fatima
I wreszcie przejazd do Portugalii, do jednego z najważniejszych miejsc kultu NMP na świecie. Dla mnie - pielgrzymka marzeń. Pobyt w Fatimie, to czas przeznaczony na medytację i modlitwę. W tym miejscu, gdzie 13 maja 1917 r. trójce dzieci: Łucji, Franciszkowi i Hiacyncie, ukazała się „Pani jaśniejsza niż słońce” z białym różańcem, była ona wyjatkowa. Tajemnice fatimskie i zawsze tak odległe miejsce w skalistym ustroniu zwanym Loca do Cabeco teraz szczególnie działały na wyobraźnię. Ostatnie objawienie w obecności 70 000 osób. Pani oznajmiła pastuszkom, że jest Matką Boską Różańcową. I wtedy stał się "cud słońca"- słońce podobne do ognistej, srebrnej tarczy zaczęło się odrywać od firmamentu i spadać ku ziemi...
W środku bazyliki znajdują się groby dwójki dzieci, kanonizowanych świadków objawień i przygotowane miejsce wiecznego spoczynku Łucji. Przed głównym wejściem do bazyliki roztacza się olbrzymi plac, mogący pomieścić ponad milion ludzi. Na miejscu drzewa gdzie ukazywała się Maryja, znajduje się kaplica z figurką Matki Bożej. Tuż obok kaplicy pali się wieczny ogień, do którego pielgrzymi wrzucają całe świece, modląc się w jakiejś intencji lub dziękując za spełnienie próśb.
13 maja, 1982 r. Ojciec Święty Jan Paweł II przybył jako pielgrzym do Fatimy celem podziękowania za ocalone życie w zamachu na Placu Św. Piotra. Na kolanach poświęcił Kościół i całą ludzkość Niepokalanemu Sercu Marii. Kulę, która go ugodziła pozostawia w Fatimie.
Hotel, w którym byliśmy zakwaterowani znajdował się w odległości około 300 m od Bazyliki. Prostą sprawą było, więc docieranie o dowolnej porze na plac, do świątyni, na nocną procesję świec, na niedzielną mszę świętą.
I nie można było odjechać stąd bez białego różańca. I bez wyrytego w pamięć obrazu tłumu Portugalczyków o spieczonych słońcem twarzach. Ludzi z pełnym wiary modlitewnym szeptem, ludzi z różańcami w rękach, ludzi pokonujących na kolanach nagrzaną drogę przez plac ku figurce Matki Boskiej Fatimskiej...
Z nutą nostalgii, opuszczałam już mniej tajemniczą Fatimę. Gdzieś ze mną portugalskie SAUDADE, nieprzetłumaczalne słowo, które znaczy tyle, co przeznaczenie, serce, melancholia, tęsknota, smutek, samotność.
Z osamotnienia wypływają myśli, uczucia i tęsknoty, ale również godzenie się z niesprzyjajacymi okolcznościami życiowymi, bo Saudade to stan smutku, a jednocześnie radość z rzeczy godnych miłości, wśród których żyje człowiek.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Batalha
Batalha, miasto w zachodniej Portugalii to kolejny cel naszej podróży. Jechaliśmy, podziwiając po drodze krajobrazy. Czerwieniły się pnie dębów korkowych obrane z kory, której używa się jako surowca do produkcji korków do butelek. Gdzie niegdzie prawie bezludne regiony, spalone lasy. Mijaliśmy malutkie wioski z białymi domami i czerwonymi dachami. Plantacje eukaliptusów, warzyw. Zastanawiałam się jak portugalscy rolnicy potrafią skłonić niezbyt urodzajne ziemie do wydawania plonów. Podziwialiśmy architekturę. Sztuka zdobienia domów azulejos(kafle pokryte glazurą i ozdobione wzorami) cieszyła już tam nasze oczy. Byliśmy pod urokiem kolorów kwiatów, brzoskwiń rosnących w ogródkach, pomarańczy rosnących prawie na ulicach...
I Batalha. Nazwa miasta pochodzi od stoczonej w pobliżu zwycięskiej bitwy. Byliśmy tam krótko i zwiedzaliśmy opactwo dominikańskie, które zostało ufundowane przez Jana I Wielkiego w podziękowaniu za zwycięstwo w roku 1385 z Janem I Kastylijskim. Klasztor jest zaklasyfikowany do listy międzynarodowych dziedzictw kultury UNESCO a najciekawsze w nim są: Kaplica Założycieli z przepięknymi witrażami, Niedokończona Kaplica, Sala Zgromadzeń oraz krużganki.
W tym mieście doskonale widać, że Portugalczykom udało się zachować własny, nieśpieszny rytm życia. Tam zabiegany przybysz zaczyna czuć się jak w innym świecie.Jeszcze rzut oka na piekną ceramikę, kafelki, koguciki, korki i wiele innych tradycyjnych produktów portugalskiego rzemiosła na licznych stoiskach. Można było nabyć naprawdę ciekawe pamiątki z podróży.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Nazare
Portugalska wioska rybacka NAZARE – to dzisiaj już piękne „białe” miasto o ożywionym ruchu turystycznym i mocno rozwijającej się bazie dla gości. Na niewielkim nabrzeżu opaleni na brązowo mężczyźni przy sieci rybackiej. Uwagę przyciąga ich stwardniała skóra. Pomalowane jaskrawymi farbami rybackie łodzie. Nie trudno się domyślić, że Nazare żyje z rybołówstwa. A przynajmniej żyło, zważywszy obecny ruch turystyczny. Miasteczko zachowuje wciąż jeszcze dawny urok. Nad waskimi, białymi uliczkami powiewa rozwieszone, kolorowe pranie.Żony rybaków do dziś noszą typowe dla Nazare, marszczone spódnice. Suszony i solony dorsz, to czysto portugalski wynalazek. Portugalczycy poławiali dorsza w kilka lat po odkryciu Ameryki przez Kolumba. Już w XVI wieku rybacy nauczyli się konserwować go tak, by przetrwał długą podróż do domu. Płaty ryby najpierw były zasalane w wodzie morskiej, a później suszone na słońcu, co w efekcie przekształcało je w twarde kawałki, dające się przechowywać miesiącami. Dorsze są nadal suszone w tradycyjny sposób na plaży w Nazare, jednak robi się to na coraz mniejsza skalę. Sardynki są niemal tak popularne jak dorsz. Właśnie na połów tych ryb wypływają rybacy z Nazare każdego dnia, w swych kolorowych i bogato zdobionych łodziach. Portugalskie sardynki są uważane za najsłodsze i najtłustsze na świecie.
I wreszcie tak wyczekiwane, pierwsze spotkanie i odpoczynek nad OCEANEM ATLANTYCKIM. Przepiękana plaża. W Nazare jest jedna z najpiękniejszych, portugalskich plaż. Wspaniały i groźny Atlantyk. Praży bardzo mocno, ale wiaterek znad Atlantyku daje znać o dobroczynności tamtejszego klimatu. Woda w oceanie ma temperaturę chyba ok.16 stopni. Nie ma mowy o pływaniu. Fale chciałyby tego dnia „porwać” nawet najwytrawniejszych pływaków. To, co zachwyca, to jej czystość i przejrzystość. Po rozgrzanym piasku trudno jest chodzić na bosaka. Kilka godzin na plaży. Można zapomnieć o wszystkim. Żal stąd odjeżdżać. Jeszcze rzut oka wstecz. Jeszcze roślinność zachwycająca swą kolorystyką i odmiennością. Figowce, drzewka oliwne, drzewka pomarańczowe, palmy - tak podobne do tych, hodowanych w doniczkach - a tak inne. Kwiaty mają intensywne kolory i są doskonale widoczne na tle ciemnozielonych liści. To jest miejsce, do którego chciałoby się wrócić. Na długo.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Cabo da Roca
I znów podążyliśmy w stronę oceanu, chcąc "zaliczyć" najdalej na zachód wysunięty punkt Europy - Cabo da Roca (38°47'N 9°30'E).
Niebezpieczna trasa. Wspinamy się w górę. Serpentyny. W oddali nieco widoczna Lizbona. Co chwilę mija nas rozpędzony motoykl. Więcej. Coraz więcej. Trasa staje się z minuty na minutę bardziej niebezpieczna. Pisk opon. Rośnie adrenalina.
I Cabo da Roca. Tu na szczycie, akurat w tą wakacyjną niedzielę, setki motocyklistów. Jakiś zlot? Młodzież podziwia klasę sprzętu. Na klifie stoi smagana wichrami latarnia morska. Mgła unosi się wysoko i nie pozwala nam się cieszyć oceanicznym horyzontem. Widoczne tylko „skrawki” Atlantyku i wysokie na 140 metrów wybrzeże. Ale za to, jakie te dostrzegane fragmenty niezwykłe! Atlantycka roślinność, ukwiały, tajemnicze kamienie widoczne gołym okiem. Nie było natomiast widać Ameryki:). Nic dziwnego, że przed odkryciem Kolumba myślano, iż w tym miejscu kończy się świat.
Rzuca na kolana piękno i czar tego zakątka. Tam, gdzie majestatycznie i groźnie ląd łączy się z wodą, niezwykle mocno przeżywa się potęgę oceanu.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Lizbona
Ostatnim etapem zwiedzania Portugalii była jej stolica. Pognaliśmy, więc z Cabo da Roca w stronę Lizbony, do której przylgnął przydomek "białego miasta". Spędziliśmy tam tylko 8 godzin. Najpierw obejrzeliśmy wypieszczoną i piękną Wieżę Betlejemską - Torre de Belem oraz Pomnik Odkrywców - Monumento dos Descobrimentos - w kształcie karaweli, na której dziobie stoi Henryk Żeglarz, trzeci to Vasco da Gama, a piąty Ferdynand Magellan. Dalsze zwiedzanie tej pięknej i jakże innej stolicy ułatwiła nam przejażdżka turystycznym, dwupoziomowym autokarem. Rozkoszowaliśmy się przyjaznym słońcem, powiewem znad Atlantyku i podziwialiśmy Lizbonę: Praza des Restauradores, Rossio, Aleja Wolności, Zamek ŚW. Jerzego, Bulwary Nadmorskie, majestatyczny Ponte 25 de Abril – wiszący most łączącym centrum Lizbony z Outra Banda, południowym brzegiem Tagu.
Jeszcze przejażdżka windą na taras widokowy. Warto było pogapić się troszkę na Lizbonę z góry, bo widok był zaiste czarowny. W dole spokojna tej wakacyjnej niedzieli stolica, na wprost oczu wyrastało lizbońskie wzgórze, uwieńczone na szczycie barwną koroną Castelo Sao Jorge. Z kolei po prawej stronie panoramy skrzył się w popołudniowym słońcu ogromny Tag. Z widokowej platformy doskonale było też widać górującego po drugiej stronie Tagu Chrystusa Zbawiciela z rozpostartymi ramionami. 28-metrowa figura na 82-metrowym postumencie to pomnik wdzięczności zbudowany w podziękowaniu za neutralność Portugalii podczas II wojny światowej. Ten mocny akcent lizbońskiego krajobrazu bardzo przypomina słynny monument w Rio de Janeiro.
O wieczornej porze, kiedy było już przyjemnie chłodno i kiedy miasto nie tętniło codziennym, zwyczajnym życiem, urok tego miejsca zdawał się trudny do opisania. Siedząc w jednej z tawern zagubionych w zaułkach miasta, słuchaliśmy lizbońskich fado - tęsknych pieśni o miłości i przeznaczeniu. Ballady śpiewa się tam przy akompaniamencie gitar o niepowtarzalnym dźwięku - są podobne do mandolin, z długim gryfem. Do tego jeszcze portugalska kuchna. Pożywna, a kucharze nie oszczędzają na porcjach. I smak wina porto. Piękna rzecz. Stolica Portugalii, swoista "perła" nad Atlantykiem, pozostanie w mojej pamięci jako niezwykłe miejsce, do którego chciałoby się wracać i wracać.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Madryt
„Złap wiatr w żagle. Zapuszczaj się na nowe wody. Snuj marzenia. Odkrywaj nowe lądy." Tyle Mark Twain.
A naszym lądem była znowu Hiszpania...
I Madryt, Miasto Niedźwiedzia. Największe skupisko ludności w środkowej części Hiszpanii, na wyjałowionej, ogołoconej z zieleni, podrudziałej ziemi Kastylii.
Jednodniowy pobyt w Madrycie to dla nas spacery i zwiedzanie: Plaza Mayor –imponujące arcydzieło architektury, najważniejsze miejsce stolicy, Katedra La Almudena, Pałac królewski i naturalnie Puerta del Sol (Brama Słońca). Właśnie tutaj zbiega się 10 ulic, a plac ten to doprawdy główne skrzyżowanie Hiszpanii, znane jako „kilometr zerowy” w krajowym systemie autostrad. Pośrodku stoi imponujący pomnik Karola III oraz pomnik przedstawiający herb Madrytu – niedźwiadka przy drzewku madrono (drzewo pomarańczowe). Stąd też wyruszyliśmy na zwiedzane tej potężnej europejskiej metropolii specjalnym, dwupoziomowym autokarem. Niezwykłe widoki, ale też wyjątkowy skwar w madryckim słońcu. Podczas pobytu w Madrycie nie powinno się pomijać klasycystycznego Museo del Prado, w którym zgromadzone zostały skarby sztuki z królewskich zbiorów, kolekcja malarstwa hiszpańskiego i także dzieła sztuki włoskiej i flamandzkiej.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Saragossa
Saragossa, to spacer po mieście połączony ze zwiedzaniem: Basilica de Nuestra Senora del Pilar, Lonja - Ratusz, Palacio Episkopal, La Seo – Katedra. Szczególny był zamek, w którym podziwialiśmy sztukę mauretńską.
Ale ogólnie - czas sjesty i potężne słońce odebrały deko z czaru zwiedzania tego miasta.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Montserrat
Dalej mijaliśmy znaczne pasma górskie i masywy, które rozciągają się wzdłuż terytorium Hiszpanii. I suche bezludne, płaskowyże. To krainy, które nie przyciągają. Nie zamarzyłam o tym, aby pozostać tam na dłużej.
Wreszcie niezwykłe Montserrat. Klasztor Montserrat usytuowany jest na osobliwych formacjach skalnych. Coś, jakby mnisi ustawieni w pokornej kolejce do wieczności.
Tu zwiedzanie bazyliki, miejsca gdzie przybywają pielgrzymi z całego świata, by pokłonić się przed posągiem Czarnej Madonny zwanej La Moreneta. Legenda głosi, że wyrzeźbił ją sam św. Łukasz, a przywiózł ją tutaj św. Piotr. Montserrat jest czynnym klasztorem benedyktynów. W muzeum zgromadzone są dzieła El Greca, Picassa i współczesnych artystów katalońskich.
Niestety, nawet na święte wzgórza Montserrat dotarła komercja.
[powrót]
----------------------------------------------------------------------------
Barcelona
Barcelona jest dynamicznie rozwijającą się stolicą autonomicznego regionu, którego mieszkańcy bardzo dbają o wszystko co katalońskie, łącznie z językiem.
Barcelona i my. Przejazd na Wzgórze Montjuic z obiektami olimpijskimi, Plac Kataloński, Plac Hiszpański, Corridy. Zwiedzanie piesze: surrealistyczna świątynia Sagrada Familia, Łuk Triumfalny, Park Cytadela, Parlament, Katedra Św. Eulalii, La Rambla (poznawaliśmy uroki tego deptaka także następnego dnia - wieczorem), kolumna i Pasaże Kolumba, Port. I oczywiście fascynujący Park Guell z barwnymi ceramicznymi mozaikami, domami Gaudiego i spuścizną jego niezwykłej wyobraźni.
Przeżycia, jakie towarzyszyły nam podczas nocnego, widowiskowego pokazu "tańczących", kolorowych fontann, to... osobna opowieść.
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Pineda de Mar
Pobyt w Pineda de Mar, to czas do dyspozycji uczestników wycieczki. Wypoczynek, plażowanie, zakupy. Dla chętnych rejs statkiem wzdłuż malowniczego wybrzeża Costa Brava do Tossca del Mar, wieczorem wyjście do dyskoteki , na pokazy tańca flamenco lub spacery wzdłuż plaży.
Szczególnie pamięta się stad kuchnię hiszpańską. Pycha i do tego nieprzyzwoita obfitość.
Owoce mają niepowtarzalny smak i aromat. Tak soczystych i smacznych pomarańczy, melonów i ananasów nigdy jeszcze nie jadłam.
Te, kupowane na straganach, zerwane przez sprzedawcę we własnym ogrodzie! Smak.... mmmmmmm.... do dziś śni mi się...
[powrót]
-----------------------------------------------------------------------------
Monaco
Ostatni etap naszych wojaży to przejazd do Księstwa Monaco i 8-godzinny pobyt. Niezapomniany był ten spacer po jednym z najwspanialszych kurortów na świecie: Pałac Książęcy, Katedra Św. Mikołaja, w której pochowano Księżną Greace oraz księcia Rainiera, przejście wzdłuż portu do Monte Carlo z jego wspaniałymi hotelami, Centrum Kongresowym oraz Kasynem Garnier. Reszta dnia przeznaczona była na odpoczynek. Spacerowaliśmy i podziwialiśmy Monte Carlo nocą. Był to czas przejęcia władzy w księstwie. Całe Monaco obwieszone flagami. Pod Pałacem Grimaldich otarliśmy się o "wielki świat", opuszczający przyjęcie u księcia Alberta.
I dokonało się. Wyjazd późnym wieczorem, przejazd przez Włochy w kierunku kraju i powrót.
Komentarze:
kuchnia włosja jest pyszniutka!
do kitu nic o kuchni włoskiej ani żadnej innej