Halina Rybak-Gredka

Przeskocz nawigację.

(27-07-2009, 15:23) Deja vu

"Dlaczego jesteś smutny również wtedy, gdy się śmiejesz?" Płakula; J. Suchanek

Wakacyjny półmetek. Przemieszczamy się. W strefach geograficznych, emocjonalnych, czasowych. Także tych, o których sami tylko wiemy, myślimy, śnimy. I doświadczenie zatrzymania w czasie, powtarzająca się historia, swoiste deja vu. Z jednej strony intuicja i siła kosmosu, z drugiej umysłˆi silna wola. I kwestie, które trzeba przemilczać...

Skupiam się na tym, co realne. Chociaż? Myślenie hipotetyczno dedukcyjne ciągle łazi po głowie. Obserwuję tętniace życiem angielskie, nadmorskie miasto i odmienność tego kraju, a wręcz jakąś egzotykę w duszy angielską...

Niemal codziennie spacer po Central Drive. Zawsze te same sklepy, najczęściej należące do ogólnoangielskich sieci, ewentualne zakupy, które stanowią wypełnianie czasu. Kolorowe autobusy, tramwaje, budki telefoniczne, pocztowe skrzynki, wielość napisów, reklam. Tu i tam uliczni artyści, konne zaprzęgi oraz wesoła, zatrzymująca przechodniów muzyka.

I oczywiście promenada, nadmorska dwupasmówka z pięknymi widokami. Tu regularne, zadziwiające przypływy i odpływy! Radosne dzieci, duże, krzykliwe mewy, kolorowe osiołki czekające na mokrym piasku na swoich turystów, otchłań wody na horyzoncie, obłoki przedziwnych kolorów i kształtów opuszczone tuż nad oceanem. I charakterystyczne budowle, koła, wieże, mola, parki rozrywki. Z dumą powiewające flagi narodowe. W oddali góry, gdy bezchmurne niebo. I jeszcze ... późne zachody. Nieustająca tęsknota promykami połyskująca...

Anglicy? Mili, wyluzowani, spokojni i... pełni sentymentów. Gołym okiem widać, że nigdzie się nie śpieszą. Zwłaszcza w weekendy upajają się atmosferą dyskotek, kasyn, wypełnionych plaż. I uliczek pełnych przytulnych hoteli, hotelików, ukwieconych tarasów chętnie goszczących wszystkich przybywających. Część z nich w fantazyjnych przebraniach, zakupionych w specjalnych sklepach, wędruje przez miasto w sobotnie popołudnia czyniąc wokół radość i swiosty folklor. Szczególnego kolorytu angielskiej ulicy nadają puby, będące miejscem spotkań towarzyskich, sposobem na spędzanie wolnego czasu i dobrą rozrywkę. Do tego jeszcze wypełniony spokojną zielenią oraz ogromem traw piękny, centralny park. I... pobliskie golfowe pola.

Za to "my home is my castle" czyli "mój dom jest moją twierdzą", zgodnie z tym, jak mawiają Anglicy. Zaciszne, łudząco podobne, skupione przy sobie, a jednak inne, oddzielone roślinnością, przeszklonymi drzwiami, przeróżnymi rzeźbionymi klameczkami, witrażykami, ozdóbkami. Tak, wszystko się tu jakoś zatrzymuje. I ludzie przystają. Bawią się życiem i zwyczajnie cieszą. Zdaje się, że oni doskonale wiedzą, że są "tu i teraz"...

Ale uwagę zwraca też różnorodność. Jakieś pomieszanie narodowości, ras, kolorów skóry. Akceptacja siebie i tolerancja dla drugiego człowieka. "Każdy ma swoje miejsce pod wielkim dachem nieba". I jak wiele tu dzieci! Ale też polityka państwa w zakresie pomocy społecznej dla rodzin posiadajacych uczące się dzieci jest niewyobrażalnie wielka. Także dla rodzin zamieszkałych na wyspach przybyszów...

Bywaję też inne widoki i wrażenia. Częste deszcze. Lewostronny ruch, do którego tak trudno przywyknąć. Zaniedbane na obrzeżach podwórka. Rury kanalizacyjne umieszczane na zewnątrz budynków. Zazwyczaj smutne jednak twarze emigrantów. Często wyrywający ze snu krzyk mew, które zapuszczają się podczas nocnych przypływów w głąb miasta, najprawdopodobniej penetrując śmietniki. I niekiedy widok dzieci na "specjalnej smyczy", dla ich bezpieczeństwa na ulicy...

Tyle - relacja:) Jeszcze coś do posłuchania...

[powrót]

Komentarze:

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:




ilość odwiedzin:  3440098